Protesty proaborcyjne w Bolesławcu

Protesty proaborcyjne w Bolesławcu

Protesty proaborcyjne w Bolesławcu

Protesty proaborcyjne w Bolesławcu, które są odpowiedzią na wyrok Trybunału Konstytucyjnego, nie cichną. 2 listopada miało miejsce już siódme takie zdarzenie w mieście, co jest tylko ułamkiem sytuacji ogólnokrajowej. Jak widać, nawet sytuacja epidemiologiczna nie jest w stanie powstrzymać zdeterminowanych protestujących.

Kto protestuje przeciwko wyrokowi TK?

Kto protestuje przeciwko wyrokowi TK? Sytuacja nie jest tak prosta, jak mogłoby się wydawać. Bardzo często w kwestii tak trudnych społecznych problemów wydaje się, że działa zasada „z nami lub przeciwko nam”. Tutaj jednak znany podział na pro-choice vs pro-life nie jest jednoznaczny, gdyż wśród protestujących pojawiają się różni ludzie. Jedni to osoby o skrajnie liberalnych poglądach, chcący tzw. aborcji na życzenie, gdy drudzy są za utrzymaniem tzw. kompromisu aborcyjnego. Kompromis aborcyjny to określenie regulacji przyjętych przez ustawę z 1993 r., która dopuszcza aborcję w określonych przypadkach. Zwolennicy tego kompromisu muszą jednak pamiętać, że protesty zostały zainicjowane m.in przez Strajk Kobiet, czyli organizację o skrajnych poglądach, która wcale nie protestuje przeciwko zaburzeniu kompromisu. Celem tej organizacji jest możliwość zalegalizowania „aborcji bez granic”.

Jak przebiegają protesty w Bolesławcu i reszcie kraju?

Jak przebiegają protesty w Bolesławcu i reszcie kraju? Zrozumiałym jest, że manifestacje w takich miastach jak Bolesławiec będą cieszyły się mniejszą frekwencją niż w np. Warszawie, ale hasła są podobne. Na transparentach można przeczytać wulgarne hasła na temat rządu i jego przedstawicieli. Często pojawiającym się symbolem jest tutaj piorun, który w kontekście prawa do aborcji został zapoczątkowany przez Strajk Kobiet. Nie oznacza on więc opowiedzenia się za kompromisem aborcyjnym, a jest manifestacją poglądów dążących do pełnej liberalizacji tego zjawiska. Najczęstszym argumentem za aborcją jest tzw. „prawo wyboru”. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że z tak ogólnikowym argumentem można by zalegalizować wszystko.